Lush w drogerii? Rozświetlająca maseczka z glinką i węglem L’Oreal

0
668
Rate this post

Równowaga – do tego dążę, kiedy nadchodzą chłodne dni i narażam skórę na suche, ciepłe powietrze w ogrzewanych pomieszczeniach, pocieranie szalikami i golfami, a także podrażnianie naczynek, spacerując w mrozie. Niby trzeba wtedy skórę twarzy nawilżyć, ale posiadacze cer problematycznych nie mogą przecież odpuścić sobie oczyszczania. Dlatego przedstawię Wam dzisiaj produkt, który zapewni, moim zdaniem, idealną równowagę między oczyszczaniem a nawilżeniem. Glinka jeszcze nigdy nie była tak delikatna!

1. Opakowanie
Świetnej jakości, masywny, szklany słoiczek z metaliczną zakrętką. Doskonale wykonane opakowanie, a sam kartonik również przykuwa wzrok swoim wyglądem. Uwielbiam połączenie szarości i mięty. Dodatkowym plusem jest zabezpieczenie kartonika folią. Gdyby ktoś usunął logo L’Oreal i kazał zgadywać, jakiej firmy jest maseczka, postawiłabym na jakąś selektywną markę.

2. Konsystencja i zapach
Konsystencji warto poświęcić dłuższą chwilę. Ten gęsty, ciemnoszary krem przyjemnie się rozprowadza. Dzięki zaskakująco maślanej (napisałabym, że wręcz INNOWACYJNEJ) konsystencji absolutnie nie ma problemu z jej zmywaniem. Konsystencja wskazuje bardziej na produkt nawilżający niż oczyszczający, ale która z tych właściwości przeważyła, o tym za chwilę. Czuć jednak pod palcami zawartość glinki, a już na pewno widać ją, kiedy maseczka przysycha – pory robią się wielkości kraterów na Księżycu. Ja pozwalam jej wyschnąć do końca, co zajmuje jej 10-15 min, nie spryskuję jej wodą ani żadnym hydrolatem czy tonikiem. Po tym czasie zmywa się doskonale, jak kremowy żel do mycia twarzy.

Zapach jest bardzo ładny. Raczej delikatny. Wyczuwam tu wyraźnie odświeżającą zieloną herbatę z naturalnymi nutami ziemistej glinki. Na pewno pomoże się relaksować.

3. Skład

3 rodzaje glinek: glinka porcelanowa, montmorylonit i marokańska glinka Ghassool. Do tego czarny węgiel i skrobia z ryżu. Składniki mocno absorbujące, więc wydawać by się mogło, że maseczka „wyssie” z naszej skóry dosłownie wszystko – włącznie z wodą.

4. Cena i dostępność
W Rossmannie jest jeszcze niedostępna, ale ma kosztować 34,99 zł / 50 ml. W Holandii dostaniecie ją za 10 Euro, a dodatkowo w ofercie jest maseczka eksfoliująca z czerwonymi algami. Mam też świadomość, że cena tego produktu jest tu dyktowana bardziej jakością cudownego opakowania niż składem.

Producent zaznacza, że maseczka wystarczy na 10 aplikacji i faktycznie na mniej więcej tyle wystarczy, także jeśli będzie kosztowała 35 zł, będzie raczej opłacalnym zakupem.

5. Opinia
Przede wszystkim stosowanie tej maseczki to czysta przyjemność. Nie trzeba paprać się z trudnozmywalną mazią, martwić się o ściągnięcie skóry w trakcie relaksu i myśleć o jak najszybszym zmyciu produktu z powodu męczącego zapachu – jest cudownie! 🙂

Jeśli chodzi o działanie, producent zaznacza, że maseczka powinna: oczyszczać (m.in z toksyn) i przywracać blask. Jak dla mnie są to dwa farmazony, które napisano, bo maseczka nie dawała w zasadzie żadnych mierzalnych efektów. Nie cierpię takiego lania wody. Wiecie, jak to jest z tym oczyszczeniem z toksyn – niby jak to można stwierdzić? 😀 Poza tym z jakich toksyn? Wolałabym konkrety. Nigdy nie rozumiałam też, jak można zaobserwować rozświetlenie. Po umyciu skóra zawsze lepiej wygląda niż przed. 🙂

Ale nie bądźmy surowi. Maseczka na pewno pomaga pozbyć się nadmiaru sebum i oczyszcza pory. Stosowana 2 razy w tygodniu daje znacznie lepsze efekty niż podczas używania jej tylko raz na siedem dni. Będzie idealna dla osób z tłusta skórą a nawet z łojotokowym zapaleniem skóry – u mnie po prostu wysysa cały „tłuszcz”, sprawiając, że następnego dnia obszary z ŁZS są bledsze i mniej się przetłuszczają. Ma działanie antybakteryjne czy po prostu „przeciwpryszczowe”. Bardzo widocznie przyspiesza znikanie istniejących pryszczy, zdusza w zarodku pojawiające się, a wszelkie czerwone plamki po nieprzyjaciołach delikatnie rozjaśnia. Niestety nie usuwa w 100% wągrów. Spodziewałam się w tym momencie czegoś więcej, ale w zasadzie ten produkt nie daje lepszych rezultatów niż czysta glinka. Po zmyciu pory są trochę ściągnięte, a skóra delikatnie napięta. Co jednak najbardziej działa na korzyść tego produktu?

Fakt, że absolutnie nie wysusza. To nie jest klasyczna maseczka z glinką. Mam problem z tłustą, ale jednocześnie odwodnioną skórą. Do tego wszystkiego wspomniane ŁZS, czyli: wrażliwa na wszelkie stworzenie cera, reagująca na cokolwiek zaczerwienieniem, pieczeniem i łuszczeniem. Ta maseczka w najmniejszym stopniu nie podrażnia mojej skóry. Podczas trzymania jej na twarzy mam wrażenie, że zaraz coś wessie moja skórę do środka głowy, dlatego za pierwszym razem byłam pewna, że doświadczę okropnego przesuszenia. A tu taka niespodzianka! Dlatego będę jej wierna aż do końca opakowania i na pewno spróbuję jeszcze chłodzącej wersji z eukaliptusem, ponieważ z opinii na stronie Rossmanna wynika, że jest jeszcze lepsza od tej. 🙂

Podsumowując…
Jeśli wolicie zainwestować w maseczkę wielokrotnego użytku niż w jednorazowe saszetki, możecie śmiało spróbować tej wersji, nawet jeśli macie odwodnioną skórę. Ośmielę się napisać, że nawet alergicy mogą po nią sięgnąć, choć widziałam gdzieś opinię, że jeden z rodzajów tej maseczki – z eukaliptusem – wywołał jednak alergię. Na koniec pokuszę się o stwierdzenie, że mimo iż jej skład zupełnie odbiega od maseczek z Lusha, daje ona łudząco podobny efekt nawilżenia skóry do maski Cupcake, ale jeszcze lepiej od niej oczyszcza. Dla mnie jest to od kilku tygodni nieodłączny element regularnej pielęgnacji i choć do tej pory zapominałam o maseczkach, błyszczący słoiczek skutecznie przypomina mi o tym niezbędnym zabiegu.