Dziś mały, krótki haul – znajdzie się tu kilka kosmetyków, które zrobiło na mnie świetne pierwsze wrażenie, więc jeśli zastanawiacie się, czy warto je kupić, to po prostu warto. 🙂
Nowość Neutrogeny krem nawilżający zwalczający niedoskonałości Visibly Clear (24,99 zł / 50 ml) pozytywnie mnie zaskoczył. Jest naprawdę treściwy i początkowo myślałam, że będzie zbyt ciężki, ale bardzo szybko się wchłania i utrzymuje tłustą cerę w ryzach przez cały dzień. Idealnie nawilża, ale czekam jeszcze na to, żeby moje krostki zniknęły. Zobaczymy, jak mu to wyjdzie. 🙂 Doskonale natomiast z niedoskonałościami radzi sobie serum Bielendy Green Tea Zielona Herbata (26,99 zł / 15 ml), które zawiera głównie azeloglicynę, witaminę C, kwas migdałowy i witaminę B3. Działa złuszczająco i regulująco, a także rozjaśnia przebarwienia.
Zamiast tradycyjnych peelingów naskórek złuszczam mechanicznie za pomocą czyścików z Lush: mojego ukochanego Let The Good Times Roll (recenzja, 9,95 EUR / 100 g) oraz Ocean Salt (12,95 EUR / 120 g). Dzięki zawartości niezapychających olejków i tłustej konsystencji pomagają w usuwaniu wągrów. Warunek jest jeden: po peelingu dokładnie umyć twarz żelem.
Kolejna porcja kosmetyków do pielęgnacji twarzy. Moja skóra kocha kwas salicylowy, ale rzadko znajduję go w kosmetykach nietestowanych na zwierzętach, których bardzo chcę próbować. Tym razem się udało: Dr. Organic to marka, którą już kiedyś Wam polecałam. W Polsce jest trudno dostępna, ale warta spróbowania. Seria Skin Clear Organic Tea Tree jest bogata w naturalne składniki aktywne. Wybrałam żel do mycia twarzy z kwasami AHA i BHA (9,99 EUR / 100 ml) oraz maseczkę z czarnym węglem i glinką (9,99 EUR / 100 ml). Sprawdzają się póki co doskonale.
Ciekawa jestem, czy kojarzycie natomiast markę Dr. Belter? Są to kosmetyki niemieckie, które produkuje siostra mojego męża. Dostałam od niej do przetestowania żel oczyszczający (73 zł / 200 ml) z Linii A dla cery trądzikowej oraz serum (155 zł / 30 ml) i krem nawilżający (142 zł / 50 ml) z serii Aquasilk 24 z proteinami jedwabiu, kwasem hialuronowym i skwalenem. Mam jeszcze fluid z Linii A w odcieniu 0 (60 zł / 30 ml), ale zapomniałam go pokazać na zdjęciu. Ma cudowny jasny i neutralny kolor, ale nadaje się tylko na zimę, bo porządnie nawilża skórę i średnio ją matuje ze względu na gęstą konsystencję.
Staram się teraz ratować moje włosy, bo są okropnie zniszczone – po rozczesaniu od razu się kołtunią. Od kilku dni używam fluidu na końcówki Bumble and Bumble Save The Day (89 zł / 45 ml). Mimo tego, że rozczarował mnie jego zapach i konsystencja, on chyba naprawdę jest cudotwórcą! Ale więcej opowiem o nim za jakiś czas. Szampon Coconut Milk (14,99 zł / 88,7 ml) oraz odżywka Coconut Water marki Organix (nie wiem, czy miniature jest dostępna w Polsce, ale cenowo wyjdzie tak samo) z kolei nie przypadły mi do gustu. Nie lubię ani ich sztucznego zapachu, ani działania. Dobrze, że to tylko wersje podróżne.
Bath&Body Works w Polsce bardzo mnie rozczarowuje. Nie dość, że mimo ciągłych próśb klientów nadal nie otworzyli sklepu online (co więcej – wycofali sprzedaż telefoniczną!), cały czas pojawiają się niedomówienia w kwestii promocji, a kolekcje (szczególnie jesienna) zawsze przychodzą z dużym opóźnieniem. Zdecydowałam się więc tylko na zakup trzech miniaturek balsamów do ciała: Magic in the air, French Lavender Honey oraz Amber Blush (29 zł / 88,7 ml) oraz kremu do rąk Mint to be (39,99 zł). Jestem średnio zadowolona z tych zakupów, bo żaden z produktów nie porwał mnie swoim zapachem, a na to liczyłam.
Moją kolekcję perfum z kolei zasiliły dwa zapachy: miniatura perfum Juicy Couture Viva la Juicy (9 EUR / 15 ml) pachnąca świeżością, wręcz nieco uniseksową, oraz mała butelka perfum La Vie Est Belle Lancome. Rok temu pięćdziesiątkę oddałam mamie, ale niestety za bardzo za tym zapachem tęsknię. To jest chyba mój signature scent. 🙂
A jak u Was w ostatnich tygodniach z zakupami kosmetycznymi? Pojawiło się w nich coś ciekawego lub wręcz przeciwnie wartego przestrogi? 🙂