Szczęśliwa trzynastka marca przynosi wiosnę

0
1808
Rate this post

Witajcie Kochani! Jedna trzecia kwietnia za nami, a ja wyskakuję z ulubieńcami marca. Słynne „lepiej późno niż wcale” idealnie tu pasuje, ale nie ma co się nad tym rozwodzić. Lepiej skupić się na tym, co przyjemne, czyli na: pielęgnacji, pięknych pomadkach, cudownych blogach i vlogach… Trzeba obejrzeć dobry serial, wypić doskonałą herbatę i odpalić w kominku ulubiony zapach. To jak, wchodzicie w to? 🙂

1. Włosy
Ulubieńcem marca do włosów jest spray termoochronny Hot&Straight, L’Oreal Studio Line. L’Oreal ciągle mnie zaskakuje i to pozytywnie. Hot&Straight to najlepszy produkt termoochronny, jaki kiedykolwiek miałam. W przypadku tego typu kosmetyków głównym problemem jest najczęściej obciążanie włosów. Ten spray natomiast jest bardzo lekki, nie czuć go na włosach, więc można spokojnie wypsikać bardzo dokładnie wszystkie pasma bez obaw o posklejane strąki, tłuste włosy czy lepiące kosmyki. Po miesiącu stosowanie faktycznie widzę, że chroni włosy podczas suszenia i prostowania w temperaturze nawet ponad 200 stopni. Jeśli chodzi o wygładzenie, faktycznie wygładza nieco włosy, ale nie mylmy „wygładzenia” z „prostowaniem”. Ten produkt nie prostuje, lecz przymyka łuski, nadając włosom lekkości i sypkości. Posiada jednak trzy małe minusy. Pierwszy to dostępność w Polsce – chyba go nie ma w polskich drogeriach. Drugi to wydajność – kończy się już po miesiącu (wystarczy w sumie na ok. 6 tygodni), podczas gdy np. spray Gliss Kura wystarcza mi na kilka miesięcy. Trzecia wada to opakowanie. Taka forma „psikacza” jest po pierwsze niewygodna, a po drugie pod koniec opakowania zaczął mi gdzieś bokiem podczas psikania wyciekać płyn, który zalewa mi dłonie. Ale ze względu na brak obciążenia, ładne wygładzenie i totalną ochronę przed wysoką temperatura, daję mu 6! Nie ma rzeczy idealnych. 🙂

[Pin on Pinterest]

2. Twarz
W przypadku tej kategorii ulubieniec jest zaskakujący. Jest nim trio: maska Mask Magnaminty Lush + maska Babuszki Agafii oczyszczająca z niebieską glinką + płyn oczarowy z kwiatem pomarańczy Fitomed. To ciekawy wybór z mojej strony, szczególnie jeśli czytaliście moją opinię na temat Mask Magnaminty od Lush’a. Skrytykowałam ją, a teraz wrzucam do ulubieńców? Otóż każdy z tych trzech produktów stosowany solo totalnie się u mnie nie sprawdza. Nie chcąc ich wyrzucać, a chcąc wykończyć, postanowiłam zmieszać Lush’a z maską Babuszki Agafii, która samodzielnie nie robiła nic dla mojej cery i… Zakochałam się. Mieszam je mniej więcej w stosunku 1:1 i zostawiam na twarzy 10 min, 3- lub 4-krotnie psikając twarz co chwilę wodą Fitomedu (która stosowana jako tonik szybko mnie zapycha), żeby glinka w maskach nie zastygła. Taka maseczka usuwa natychmiast wszelkie ropne pryszcze i łagodzi bolące wulkany, przyspieszając ich gojenie. Regularnie stosowana zmniejsza wągry, ale nie usuwa ich całkowicie. A tonik z Fitomedu idealne reguluje poziom nawilżenia, nie pozwalając mocno oczyszczającej masce na wysuszenie. Polecam takie trio każdemu z odwodnioną, ale tłustą lub mieszaną cerą!

3. Ciało
W tej kategorii wygrywa rzutem na taśmę regenerujące serum Bielendy z serii Algi morskie. Szczerze mówiąc, wolałabym wrzucić tu kremowy olejek z tej samej serii, który ma moja mama. Niestety olejek został w Polsce, a ja zażyczyłam sobie spróbowania serum, ponieważ pompka w olejku się zacinała, a serum jest w słoiczku (200 ml). Ten produkt bardzo mocno nawilża i odżywia moją skórę. Aż do kolejnego mycia czuć go na skórze. Nie pozwala naskórkowi się łuszczyć, utrzymuje odpowiedni poziom nawilżenia, łagodzi podrażnienia po goleniu i nadaje gładkości oraz miękkości.

Dlaczego wolę więc olejek? Ze względu na zapach. Kremowy olejek pachniał wakacjami, słońcem, aż miałam od niego motylki w brzuchu. Zielona herbata, algi, kwiaty, cytrusy i… kokos. Wszystko co najbardziej napełnione słońcem. Serum zaś pachnie delikatniej, znów świeżo i cytrusowo, ale z nuta słodyczy i babcinych perfum. Ponoć niektórzy wyczuwają tutaj pudrowe cukierki i może coś w tym być. Zapach nie jest brzydki, również kojarzący się pozytywnie, ale jednak wolę zapach olejku.

Ważny minus w obu przypadkach to uczucie klejenia. Produkty potrzebują kilku minut na wchłonięcie i mogą lepić się do ubrań – raczej nie pozostawiając plam. Ale ta lepkość jest złudna, bo kiedy dotykam ciała dłonią, nic się do niej nie lepi. Raczej czujemy pod palcami treściwe masło, które dokładnie pokrywa naskórek. To uczucie jest dziwne i nie przypomina lepkości, jaką uzyskuje się po niektórych balsamach. Tym samym jest mniej nieprzyjemne. Biorąc pod uwagę poziom nawilżenia, jakie daje mi serum, jestem mu w to w stanie wybaczyć. Poza tym ma w składzie sporo alg, a są one idealnym zabezpieczeniem przed starzeniem.

[Pin on Pinterest]

4. Zapach
Tym razem nie będą to perfumy, lecz zapach wosku Riviera Escape Yankee Candle. Powiem Wam szczerze, że jest moim ulubieńcem głównie ze względu na wygląd wosku, bo zapach wcale nie jest marcowy. To zapach lata, morskiej bryzy i delikatnych kwiatów. Bardzo odświeżający, idealny na słoneczny dzień jak z resztą cała kolekcja. W sam raz po generalnych porządkach. 😀

[Pin on Pinterest]

5. Kolorówka
Nie mogłam się zdecydować, więc wybrałam jedną pomadkę w kategorii „najlepszy mat” i drugą w kategorii „najlepszy blask”. Pomadka NYX Soft Matte Lip Cream to kultowa pomadka w płynie, która moim zdaniem jest warta swojej ceny (kosztuje ok. 35 zł). Gdyby była droższa, nie opłacałoby się jej kupić ze względu na wadę, o której napiszę za chwilę. Dla mnie pomadki NYX to przede wszystkim piękne kolory, genialne aplikatory (swoją drogą łaskoczą mnie one w usta i mam problem z pomalowaniem się! 😀 Ale precyzja jest świetna) i ładne, delikatne, nienachalne zapachy (i smaki) budyniu waniliowego. Trwałość jest całkiem dobra, do kilku godzin – powiedzmy, że przetrwa jedzenie. Nie zbierze się w skórkach, jeśli dobrze wypeelingujemy usta. Jedyny minus to dość mocne wysuszanie, ale ja nakładam NYX na balsam i problem z głowy. To nie przeszkadza w uzyskaniu pięknego, miękkiego matu. Konsystencję porównałabym do Bourjois Velvet Matte. Pigmentacja na 5.

Essence Glossy Stick z kolei muszę polecić, bo jest bardzo tania i również ma piękne kolory, choć do wyboru mamy ich niewiele. Szczególnie ten pastelowy róż. <3 Bardzo nawilża usta, ale może zbierać się w zagłębieniach i ważyć, więc trzeba jej nałożyć nie za dużo. A nie jest to łatwe, bo pomadka jest bardzo miękka. Zapach lekko owocowy, ale na ustach neutralny. Piękny, zdrowy blask. Wygodne opakowanie i łatwa aplikacja. Trwałość przeciętna, nie przetrwa jedzenia w nienaruszonym stanie, ale za tak mocne nawilżenie i pielęgnację ust, jestem w stanie jej to wybaczyć. Pigmentacja na 6.

[Pin on Pinterest]

6. Blog
Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na poszukiwanie nowych, ciekawych blogów, dlatego wybiorę spośród dotychczas obserwowanych jeden, który zachwyca mnie przejrzystością, jakością wpisów i jasnymi, urzekającymi zdjęciami. Ciekawi mnie tu praktycznie wszystko, o czym Olga pisze. To totalnie moje klimaty kosmetyczne. 🙂 Bardzo żałuję, że już nie mieszkam w Poznaniu, bo z chęcią umówiłabym się z nią na kawę! 🙂 Zapraszam Was więc do Olgi: A piece of Ally.

[Pin on Pinterest]

7. Vlog
Niestety wiele vlogerek wydaje mi się nieszczerych i/lub niesympatycznych. Dotyczy to również (a może głównie?) tych najbardziej popularnych. Moje serce kradną kobiety szczere, radosne i nie reagujące hejtem na hejt. Z resztą uważam, że vlogera można ocenić po jego widzach. Dużo hejtu i/lub niekulturalnych komentujących może (lecz nie musi) wskazywać na niesympatyczną vlogerkę. Nadal śledzę więc na bieżąco tylko The Pink Rook, Kaki Coco oraz Renatę Barańską z siostrą Beną. Ostatnio „dorzuciłam” jeszcze La Make Up E Bella i Karolinę Myśliwiec. A najlepiej poznaje mi się vlogerki przez snapa – tam widzę, czy warto je dalej oglądać, czy sobie odpuścić. 🙂

[Pin on Pinterest]

[Pin on Pinterest]

8. Książka, film lub serial
Tym razem stawiam na serial „Quantico”. Dopiero trwa pierwszy sezon, ale serial wciąga i zaskakuje na każdym kroku. Uwielbiam zagadkowe seriale. Wszystko toczy się wokół agentów FBI – wybuchu bomby w USA i związkach między agentami. To serial nie tylko kryminalny, ale też o miłości, przyjaźni i rodzinnych wartościach. Spodoba się tym, którzy lubią „Prison Break”, „Wayward Pines”, „House of Cards” albo „Suits”. Poza tym główna bohaterka jest tak piękna, że choćby dla samej jej urody warto zobaczyć jeden odcinek. 🙂

[Pin on Pinterest]

9. Ubrania i akcesoria
Hitem tego miesiąca są buty, które pochodzą ze strony Renee. Do niedawna mówiłam, że w życiu nie kupię tak wieśniaczych butów jak mokasyny. Ale pewnego dnia zobaczyłam w kościele (:D) dziewczynę w mokasynach doskonałej jakości, bardzo nietypowych i tak mi się spodobały, że sama zapragnęłam je mieć. A kiedy znalazłam lakierowane i różowe, już w ogóle przepadłam. Są idealną alternatywą dla balerinek i dobrym wyjściem dla niskich osób, gdyż mają wyższe podeszwy.

[Pin on Pinterest]

Wrzucę tu też bieliznę, która może nie do końca jest hitem, ale jest niezłym zamiennikiem amerykańskiego „gaciowego” tytana. Bielizna Hunkemöller to Victoria’s Secret dla ubogich. 😉 Ta holenderska marka wyraźnie inspiruje się VS, co widać chociażby po różowych paskach. Bielizna jest piękna – w sumie w dzisiejszych czasach ciężko o brzydkie majtasy. Jest też bardzo trwała, bo delikatny materiał wytrzymuje nawet wysokie obroty w pralce. Niestety jakość materiałów jest średnia pod względem kontaktu ze skórą – to zwykłe poli-różne, sztuczne tkaniny i szorstkie, sztywne koronki. Jednak w bardzo niskich cenach można kupić naprawdę piękne modele bielizny. Warto zwrócić na tę markę uwagę gdzieś za granicą.

[Pin on Pinterest]

10. Wystrój
Tym razem rządzi glamour: marmur i czarne, lakierowane wykończenie przeróżnych elementów wystroju. Dodatki we wzór marmuru są jednak drogie, nie wspominając już nawet o prawdziwym marmurze. Dlatego z drewnianej płyty zrobiłam płytę marmurową, oklejając ją folią. Możecie w ten sposób ozdobić wszystko: półki, podstawki pod szklanki, tacki pod talerze czy ozdobne, stoliki, krzesła, ramki, lampiony albo pojemniczki na perfumy do wnętrz.

[Pin on Pinterest]

Jeśli chodzi o czarne lakierowane wykończenie, wraz z mężem przemalowaliśmy drewniane blaty stoliczków przy łóżku specjalną farbą z połyskiem. Z mebla w stylu shabby chic powstał bardziej elegancki stolik. Żeby dodać mu looku glamour, wymienię jeszcze uchwyty szuflad na kryształowe gałki (dostępne w H&M dla domu).

[Pin on Pinterest]

11. Aplikacja na Androida
Boże, jakie to będzie dziecinne… Przez to, że dodałam tę kategorię do „Szczęśliwej trzynastki”, obsesyjnie dodaję i usuwam na telefonie przeróżne aplikacje. Tym razem jest to „Czółko”, czyli aplikacja będąca przedmiotem wielu wyzwań na YouTubie. To coś w rodzaju kalamburów, które pozwalają na świetną zabawę. Telefon z nieznanym nam hasłem z jednej z wielu kategorii trzymamy na czole, podczas gdy druga osoba musi nam podpowiedzieć słowami lub mową ciała, jakie to hasło. Gramy z nią mężem nawet we dwójkę (mąż twierdzi, że ja nie umiem tłumaczyć, dlatego ciągle przegrywa :D).
[Pin on Pinterest]

12. Tapeta
Każdy w marcu wypatrywał wiosny i chciał ją przywołać na różne sposoby. U mnie jednym z nich były wiosenne, kwiatowe tapety.

[Pin on Pinterest]

13. Jedzenie
W marcu był to właściwie napój – czarna herbata Lipton Brzoskwinia i mango. Normalnie nie słodzę herbat, ale tę warto posłodzić, dodać cytryny i … wypić zimną. Smakuje jak brzoskwiniowa Nestea, ale jeszcze lepiej! 🙂 Będzie idealna na lato dla ochłody.

[Pin on Pinterest]

[Pin on Pinterest]

A jacy są Wasi marcowi ulubieńcy? 🙂 Życzę Wam duuużo słońca w kwietniu, żeby motywowało Was do spełniania swoich marzeń. :*